TEN WYWIAD PRZELEŻAŁ U MNIE W SZAFIE PRAWIE CZTERY LATA. NA SZCZĘŚCIE NIE ZDEZAKTUALIZOWAŁ SIĘ W ŻADNYM STOPNIU. CAŁKIEM NIEDAWNO BRUTALLY DECEASED WRAZ Z NASZYM RODZINNYM EMBRIONAL WYPUŚCIŁO SPLIT. UZNAJMY TO WIĘC ZA CZĘŚĆ PROMOCJI OSTATNIEGO DOKONANIA CZECHÓW. NA PYTANIA ODPOWIADALI MICHAL I MAREK.
Cześć
Michale! Co słychać u najbardziej znanego ojca w czeskim death
metalu?
-
Witaj Adamie! Radzę sobie tak dobrze, jak to możliwe, ale także
dlatego, że stałem się dumnym ojcem, mam trochę mniej czasu na
wszystko wokół muzyki niż kiedyś. W moim życiu wraz z przybyciem
na świat Terezki przybyło obowiązków i obaw związanych z
rodziną, a ja staram się spędzać z dziewczynami jak najwięcej
czasu. W każdym razie death metal wciąż ma wysoki priorytet,
dlatego nadal bardzo intensywnie gramy.
Kiedy
ostatnio rozmawialiśmy, byliście po wydaniu pierwszego albumu i
niewiele osób spoza Czech słyszało o Brutally Deceased. Teraz jest
zupełnie inaczej, prawda? Jak byś porównał Brutally Deceased 2012
i 2017?
-
Wydaje mi się, że znaleźliśmy własny styl bardziej niż w 2012
roku. Na pewno w naszej muzyce jest i będzie więcej wpływów
innych stylów niż klasyczny szwedzki death metal.
Przejdźmy
do muzyki. „Dead Lovers Guide” pokazało, że jesteście
najprawdziwszym szwedzkim death metalem prosto z serca Czech. Wtedy
prawdopodobnie zaczęła się moda na szwedzki death meta i tak
zaczęło grać wiele zespołów…
-
Logika trendów jest falowa. Okazuje się, że jeden, dwa ciekawe
zespoły robią coś innego i nagle zamienia się to w trąbę
powietrzną, która często paradoksalnie pokrywa styl nudą i
przewidywalnością. Z pewnością mieliśmy szczęście, że DLG
zostało wydane w czasie, gdy ten szablon nie był jeszcze powielany.
Dzisiaj staramy się trochę wyrwać z tego stylu w inną stronę,
mniej przewidywalną, miejmy nadzieję, że nam się to udaje.
Na
pierwszym albumie nagraliście cover Dismember. Dlaczego akurat ten
zespół i ta piosenka?
-
Na początku zespołu, kiedy nie mieliśmy tak wielu własnych
utworów, graliśmy Dismember, Grave i Entombed. Stopniowo jednak
przestawaliśmy je grać, ponieważ zostały zastąpione własnymi
utworami. Jeśli chodzi o covery, myślę, że kiedy zostaną
umieszczone na płycie, powinny działać wyłącznie jako bonus do
nagrań, a „Override the Overture” to tak mocny death metalowy
hymn, że postanowiliśmy włączyć go do płyty.
Według
mnie, na pierwszym albumie bardzo słychać, że Štefy i Burák
grali wcześniej grindcore'a.
W waszej muzyce jest dużo
punkowego feelingu, takiego z końca lat '90.
- Štefy
i Burák nie brali udziału w komponowaniu muzyki. Wpływy punkowe,
które opisujesz, są naturalną częścią tego stylu. Ponadto Burák
nie nagrywał pierwszego albumu, można tam usłyszeć partie byłego
członka zespołu - Patricka.
Potem
przyszedł czas na drugi album „Black Infernal Vortex”, który
niestety najmniej mi się podoba. Rozmawialiśmy o tym raz, i
powiedzieliście, że był trochę jak „Clandestine” Entombed.
Jest mroczniej, a riffy nie są tak wesołe.
-
Zgadzam się z tobą. W porównaniu do poprzedniego album jest
wyraźnie bardziej dojrzały i mroczniejszy.
Jeśli chodzi zaś o
mniejszy punkowy feeling, to ja uważam, ze jest to akurat pójście
w dobrą stronę.
Był
to także okres, kiedy zaczęliście grać z drugim gitarzystą...
-
Nie wydaje mi się, aby chłopcy aktywnie szukali kogoś w tym
czasie, czy też jakoś bardzo potrzebowali drugiej gitary, ale
przypadkowo poznaliśmy się przez znajomych i okazało się, że
polubiliśmy się zarówno jako ludzie, jak i muzycy. Czeska scena
death metalowa jest stosunkowo niewielka. Ponieważ taki styl nie był
zbyt mocno eksplorowany w naszym kraju, z wyjątkiem BD, a ja
uwielbiałem go od czasów nastolatka, zgadaliśmy się i mniej
więcej zimą 2011 roku miałem swój pierwszy test w piekielnej
jamie.
To,
że gracie szwedzki death metal, było jasne od samego początku. Ale
jak to się stało, że wybraliście Interment do splitu? No i jak
teraz widzicie ten album?
- Pomysł
splitu z Interment był bardzo spontaniczny. Zagraliśmy koncert w
Slavonicach, a następnie kilkakrotnie spotkałem Johana, ponieważ w
tym czasie grał w Demonical, którzy byli wtedy bardzo koncertowo
aktywni, i zgodził się na współpracę. Podobało nam się to, co
Interment robił muzycznie, podobało im się to, co my robiliśmy, a
wspólne nagranie było dobrym pomysłem. Wracając do tematu punka
w kontekście „DLG”, to split z Interment jest zdecydowanie naszą
najbardziej punktualną i brudną płytą. Wolę nowsze albumy od
tamtych nagrań, ale tamte piosenki na żywo dają radę.
Zostańmy
jeszcze na chwilę przy „Glory Days, Festering Years”,
niesamowicie oldschoolowa jest tu okładka. Ogólnie rzecz biorąc,
cały split jest jednym wielkim hołdem dla oldschoolu.
-
Okładkę narysował polski artysta Rafał Kruszyk, polecił nam go
Johan z Interment i myślę, że naprawdę dobrze sobie radził pod
względem stylu. Oczywiście jest to oldchool, ale traktujemy to jako
kolejny epizod dla tego zespołu.
W
międzyczasie Burák
opuścił zespół. Co się stało?
Po
latach grania Vítek poświęcać graniu muzyki tyle czasu. Jego
odejście było logicznym rezultatem zmiany priorytetów życiowych.
Nie było żadnej spiny przy jego odejściu. Rozeszliśmy się w
przyjaźni.
-
To był niefortunny zbieg okoliczności, w którym w wyniku złamania
nogi podano mu zastrzyki, które rozrzedzały krew, aby zapobiec
zatorowi. Niestety miał towarzyszące mu wrzody żołądka, które
otworzyły się i krwawiły. Co powiedzieć. Niepotrzebna śmierć,
niestety takie rzeczy się zdarzają. Mamy już basistę, wygląda
obiecująco. Jest naszym dobrym przyjacielem i sprawdzonym muzykiem,
a także jest imprezowym chłopakiem, takim jak my, więc same zalety
zalety.
I tak doszliśmy do najnowszej płyty. „Satanic Corpse”. Kiedy ją pierwszy raz usłyszałem to stwierdziłem, że to szwedzki death metal zmieszany z Carcass. Jest dość melodyjny, ale cholernie brutalny. Znaleźliście złoty środek czy jak?
- To zdecydowanie najbardziej melodyjny i najszybszy album, jaki nagraliśmy z BD i myślę, że gada naprawdę dobrze. Wpływów Carcass, a także innych zespołów z przełomu lat 80. i 90. z pewnością nie unikniemy, a nasza muzyka jest naturalna od samego początku. Właściwie to tak nam się te utwory napisało, to był naturalny bieg wydarzeń. Nie próbowaliśmy za wszelką cenę trzymać się patentów z lat dziewięćdziesiątych. Dla nas wszystko jest tak jak być powinno.
A jak fani zareagowali na wasz trzeci pełny album? Jaka jest ogólna reakcja na Satanic Corpse?
W końcu dostaliście za tą płytę nagrodę za najlepszy album metalowy w Czeskiej republice…
- Reakcje są ogólnie pozytywne. Być może odeszliśmy nieco od muzyki dla typowego słuchacza crust i punkowej muzyki, ale jak już wcześniej powiedziałem, nie trzymamy się tego. Jeśli chodzi o nagrody, to nie traktujemy tego jako epickiego zwycięstwa. Nie chcę brzmieć arogancko, ale w roku wydania tego albumu w Czechach nie wyszło zbyt wiele płyt godnych uwagi…
Oprócz
Krabathor / Hypnos jesteście prawdopodobnie najważniejszym
zespołem death metalowym w Czechach, prawda? Jak to widzicie?
-
Jest to związane z poprzednim pytaniem. Dziękujemy za wsparcie, ale
w naszym kraju death metal to styl całkowicie niszowy, który tylko
nieliczni mogą dostarczyć u nas na przynajmniej średnim poziomie.
Zespoły zyskują sławę dzięki wytrwałości i i staży na scenie
a nie dzięki jakości tego co robią. Mamy nadzieję, że nie będzie
tak w naszym przypadku.
Ogólnie
rzecz biorąc ostatnio jest więcej wysokiej jakości death metalu z
Czech lub Europy, a Polska zaczęła widzieć, że w Czechach jest
coś jeszcze oprócz grindcore'a.
- Ponadprzeciętnego
death metalu w Czechach ani nie ubywa ani nie przybywa, ponieważ
jest go mało i nigdy zbyt wiele go tu nie było. W Czechach nie
gramy dobrze grindore'a. Kiedy porównuję to ze sceną skandynawską
(Deathbound, Rotten Sound…), w Czechach niestety pojawiają się
żałosne pornosy i kałowe bzdury, których nie lubię.
Ostatnio
graliście w Polsce. Jak wam się podobało? Który koncert był
najlepszy? Gdzie wypiliście najwięcej wódki?
- Prawdą
jest, że w ostatnim roku występowaliśmy kilkakrotnie w Polsce,
zarówno z Brutally Deceased, jak i Heaving Earth, i wszystkie
koncerty zawsze były świetne. Najbardziej niszcząca akcja
alkoholowa z pewnością miała miejsce w Bielsku-Białej w klubie
Rude Boy, gdzie potężna Poli króluje z wiśniówką. Odbyliśmy
kilka degustacji wszelkiego rodzaju alkoholi, a ostatni gwóźdź do
trumny przyszedł w formie ratyfikowanego Spirytusu.
Wraz
z gitarzystą Tomášem Halamą grasz także w Heaving Earth, całkiem
inna muzyka, ale wciąż jest to wysokiej jakości death metal. Czy
miałeś zęby szwedzkiego death metalu i chciałeś grać w
amerykański death metal czy co?
- Heaving Earth to zespół założony w 2008 roku z jasno określonym
stylem, w którym od samego początku żelazo było kute w stylu
Immolation i Hate Eternal, a ja doszedłem do składu dopiero latem
2011 roku. W każdym razie z Heaving Earth odszedłem, więc
kontynuacja tego zespołu jest w rękach Tomasa. Być może uda mu
się stworzyć wysokiej jakości skład, z którym będzie mógł
kontynuować i koncertować.
Dwie
ostatnie płyty mają świetne covery. Widziałem, że były to
prawdziwe obrazy na płótnie. Kto to zrobił, jak do tego doszło?
-
Ostatnie dwie okładki są dziełem włoskiego mistrza Paolo
Girardi, który maluje swoje obrazy olejem na płótnie. Znaleźliśmy
go na podstawie jego doskonałych dzieł, które nam się podobały i
byliśmy przekonani, że będzie to najlepszy wybór dla zespołu.
Dla mnie obecnie nie ma lepszego malarza dla BD i wierzę w naszą
współpracę w przyszłości. Paolo to prawdziwy demon, prawdziwy
duch podziemia. Ma swój świat, wszystko robi sam. Współpraca z
nim zawsze jest doskonała, chcielibyśmy kontynuować, jeśli się
nam to uda.
Powiedz
mi, co to jest ten Shampoon Killer? Ta nazwa jakoś mi się z
brutalną muzyką nie kojarzy...
-
Wręcz przeciwnie, nazwa jest jak najbardziej brutalna. Została
wymyślona przez naszego perkusistę Gabina (R.I.P.). Chodzi o to, że
szampon w czeskim slangu oznacza discoboya, a cała koncepcja zespołu
jest jasno zdefiniowana jako antydyskotekowa.
Jak
to jest grać death metal w kraju bez Boga?
-Jeśli
chcesz kogoś sprowokować, jest to dość nudne. Możesz śpiewać o
diabłach i wiecznym potępieniu, a nikt nawet na Ciebie nie spojrzy.
Niedawno
amerykańska antifa zablokowała koncerty Marduka w Stanach
Zjednoczonych, mówiąc, że Marduk to naziole…
-
To, co pokazuje amerykańska antifa, to debilizm. Obwinianie zespołu
takiego jak Marduk za bycie nazistami to jakaś wielka pomyłka.
Członkowie Marduk mieli crustowy projekt Moment Maniacs w latach
90., w którym grali ludzie z Anti Cimex, Wolfbrigade i Wolfpack.
Byliśmy razem przez miesiąc w trasie po Europie i są to mili i
przyjaźni ludzie. Ta „antifa” jest bardziej „fa” niż
prawdziwe „fa”. Stopień lustracji i prześladowań w tej
perspektywie jest czasami wręcz przerażający.
Czy
masz coś na następną płytę? Czy będzie LP, EP, split?
-
W przyszłym roku powinniśmy wydać split z Embrional. Mamy już
2/3 materiału. Nagrywamy wiosną. Metal śmierci, dużo blastów.
Tym razem punki na pewno będą płakać.
Co
z polskim death metalem? Powiedziałeś kiedyś, że lubisz
Embrional, ponieważ nie kopiują Vadera ani Behemotha. Czy to główna
choroba polskiego death metalu?
-
Lubię wiele polskich zespołów, takich jak Embrional, Dissenter,
Infatuation of Death, Armageddon, Anima Damnata, Infernal War,
Kriegsmaschine, które są oryginalne i nie kopiują Vadera ani
Behemotha, więc nie ma mowy o żadnej chorobie.
Ostatnie
pytanie. Które czeskie piwo jest najlepsze i czy w ogóle można
grać w metal bez piwa?
-
Prowadzi browar Matuška. Metal bez piwa na pewno da się przeżyć,
ale czym zaś ma człowiek popić te wegetariańskie kiełbaski i
wegetariański gulasz?
Wielkie
dzięki za wywiad!